Phu Quoc to wietnamska wyspa znajdująca się w Zatoce Tajlandzkiej. Można dostać się tutaj samolotem, lub promem. My podróżowaliśmy tutaj z Kampotu w Kambodży. W godzinkę dostaliśmy się busem na granicę w Ha Tien (potrzebna wiza!), po czym ruszyliśmy do portu, skąd dopłynęliśmy na wyspę. Taka podróż kosztowała nas $25 za osobę. Cena samego promu z Ha Tien na Phu Quoc to 250 000 wietnamskich dongów (ok. $10).
Po dopłynięciu na wyspę w porcie czekać będzie na Was mnóstwo taksówek, które zawiozą Was do hotelu. Możecie również, tak jak my, skorzystać z darmowego autobusu linii 20, który zawiezie Was w głąb wyspy, a potem przesiąść się na kolejny darmowy autobus numer 17, który jedzie przez najbardziej popularne miasteczko na wyspie – Duong Dong. Te darmowe turystyczne autobusy to bardzo ciekawa alternatywa dla skutera i jeżdżą przez całą wyspę.
Aby mieć łączność ze światem należy również zaopatrzyć się w kartę SIM. Najbardziej popularną siecią, która ma najlepsze opinie w Wietnamie jest Viettel. Można zakupić ją na lotnisku, lub w punktach Viettel na wyspie. Koszt karty SIM wraz z internetem (my wybraliśmy opcję 4GB data dziennie i połączenia) to 50tys za kartę SIM + 160 tys za internet i połączenia. Razem 210 tysięcy dongów, czyli jakieś $8.5. Całkiem dobra cena. Są też opcje tańsze z mniejszą ilością danych.
Wyspa jest naprawdę spora, bo ma ponad 570 km2, dlatego jej zwiedzanie postanowiliśmy podzielić na dwie główne części: północ i południe. A zaczęliśmy od tego drugiego, bo uznaliśmy, że w tym kierunku znajdują się opcje, które interesują nas bardziej. My zwiedzaliśmy wyspę skuterem, bo tak lubimy najbardziej. Drogi są świetne, a ruch… no cóż, dość chaotyczny. Ale tylko w miasteczkach. Po przejechaniu ok. 3km w szalonym otoczeniu trąbiących i jeżdżących pod prąd Wietnamczyków wyjeżdżamy już na praktycznie puste drogi. Można też wypożyczyć auto, bądź skorzystać z usług Graba, taxi, czy innej opcji prywatnego kierowcy.
Co warto zobaczyć na tej dużej wyspie?
Fabryka pereł
Związana jest z nią całkiem ciekawa historia ubogiego Wietnamczyka, który w wieku 19 lat przybył na wyspę goły i wesoły, chcąc coś w życiu osiągnąć. Początkowo znalazł pracę jako kierowca, ale zaczął interesować się też znajdowaniem i sprzedażą pereł. Zaczął kumulować swój majątek, a za pierwsze odłożone pieniądze zakupił łódź. Pewnego razu na morzu zastał go sztorm. Już w myślach żegnał się się w łodzią, ale jakimś cudem udało się ją ocalić. Nadeszły gorsze czasy, więc musiał ją sprzedać. Sprzedawał ją 6 razy i 6 razy odkupił z powrotem. Z powodu braku pieniędzy postanowił porzucić pracę kierowcy, ale na jego szczęście japońska firma Okawa, zajmująca się wydobywaniem pereł zatrudniła go i odkupiła jego łódź.
Był dobrym i sumiennym pracownikiem, który nauczył się bardzo dużo o pozyskiwaniu pereł. Jednakże jakiś czas później kryzys ekonomiczny sprawił, że japońska firma splajtowała. Jako zaufany pracownik miał za zadanie sprzedać cały sprzęt i opłacić pracowników. Dzięki swoim oszczędnościom utrzymał firmę przez kolejne 5 miesięcy i spłacił pracowników. Dzięki zaangażowaniu i determinacji tego biednego mężczyzny oraz wielu innych ludzi, jakimś cudem udało się utrzymać firmę, która działa po dziś dzień. Słynną łódź możemy dziś oglądać na wystawie farmy. Jest ona symbolem wielkiej determinacji człowieka.
Na farmie pereł dostajemy darmowego przewodnika, który opowiada nam o procesie pozyskiwania pereł i pokazuje wszystko na żywo. Uczymy się też, jak odróżniać prawdziwe perły od tych sztucznych. Możemy zobaczyć również proces rzeźbienia w muszlach oraz proces powstawania biżuterii, którą można potem zakupić w sklepie. Bardzo ciekawe doświadczenie.
Świątynia buddyjska – Chua Ho Quoc Pagoda
Jest to świątynia położona w bardzo malowniczej okolicy. Z jednej strony otacza ją gęsta dżungla, z drugiej zaś morze, gdyż położona jest ona na samym wybrzeżu. Prowadzi do niej całkiem przyzwoita droga. Miejsce bardzo klimatyczne.
Plaża Sao Beach
Od razu należy zaznaczyć, że jeśli szukacie naprawdę rajskich plaż, to Phu Quoc nie jest najlepszym miejscem, aby je znaleźć. I choć Sao Beach jest całkiem ładna (według nas najładniejsza na wyspie), to niestety jest jedną z najbrudniejszych plaż, jakie w ogóle widzieliśmy. Jej resortowa część jest regularnie sprzątana, jednakże jest to walka z wiatrakami, gdyż morze wyrzuca co chwilę kolejne porcje śmieci. I tu nachodzi nas refleksja o tym, jak bardzo dewastujemy środowisko naturalne…
Plaża Kham Beach
Kolejny kawałek całkiem przyjemnej plaży, tym razem o wiele bardziej czystej, a wszystko to zasługa prądów morskich, które wyrzucają śmieci po drugiej stronie.
Miasta-widma
Pierwszym miastem-widmem jakie zobaczyliśmy na wyspie było maleńkie miasteczko obok Kham Beach. Zabudowa europejska, piękne, kolorowe budynki. Wiejące pustkami. Działa tam jedynie kilka hoteli i dwa, trzy sklepy. Poza tym pustka. Sunset Town znajduje się po zachodniej stronie wyspy i jest ono z pozoru bardzo urocze. Wystylizowane na włoskie Positiano i Sorrento, piękne, zadbane. Ale puste. Znowu oprócz kilku hoteli nie znajdziemy tu zupełnie nic. Kolejne wymarłe miasteczko znaleźliśmy na północy wyspy, w okolicach słynnego Grand World. Miasteczka są budowane aby zaspokoić luksusowe potrzeby europejskich i amerykańskich turystów. Nas zastanawia tylko jedno – po co? Przecież raczej nikt nie leci do Azji, aby zobaczyć replikę włoskiego czy innego europejskiego miasta! Prawdopodobnie dlatego miasteczka są wymarłe. Ale kto wie, może będą tętnić kiedyś życiem, gdy wietnamska wyspa osiągnie swój turystyczny peak?
Więzienie Phu Quoc
Jest to dawne amerykańskie więzienie wojskowe, działające w czasach wojny wietnamskiej. Przetrzymywani byli tu jeńcy wojenni i więźniowie polityczni. Więzienie spełniało definicję obozu koncentracyjnego. Więźniowie byli tu brutalnie torturowani, a działo się to nie tak dawno, bo więzienie działało w latach 1967-1973. Na jego terenie znajdują się ciekawe rzeźby i inscenizacje z wojennych czasów, dzięki którym możemy cofnąć się o kilkadziesiąt lat. Zdecydowanie warto się zatrzymać i podejrzeć kawałka historii.
Miasteczko Duong Dong
Jest to główne miasteczko na wyspie i to tutaj według nas najlepiej się zatrzymać, jeśli tak jak my, planujecie eksplorować wyspę skuterem. Mamy tutaj dostęp do restauracji, marketów (w tym także Night Market), są opcje noclegu zarówno budżetowe jak i bardziej luksusowe. Jest to też świetny punkt wypadowy, jeśli chcecie zwiedzić zarówno północ jak i południe wyspy. Mamy tutaj dostęp do Long Beach – nie jest zachwycająca, ale jednak plaża.
Największa kolejka linowa na świecie – Hon Thom Cable Car
Nasza ulubiona atrakcja wyspy. Kolejka linowa prowadząca nas z wyspy Phu Quco na wyspę Hon Thom. Ma prawie 8km długości i jest nawet wpisana do księgi rekordów Guinessa! Widoki z kolejki zapierają dech w piersi. Koszt biletu to 600 000 dongów, czyli około $24. W cenie biletu mamy również wstęp do Parku Wodnego Aquatopia (całkiem przyjemny park wodny!) oraz atrakcji takich jak rollercoaster czy kapsuła z widoczkami. Na wyspie Hon Thom znajduje się piękna, zadbana wioseczka, cudowna plaża i w/w atrakcje. Można spędzić tu cały dzień! Kolejka kursuje w godzinach 09:00-11:30 oraz 13:30-17:00. My spędziliśmy na Hon Thom prawie cały dzień!
Wodopad Suoi Tranh
Nie jest to największy wodospad na świecie 🙂 a w porze suchej jest nawet całkiem mały, ale prowadzi do niego bardzo malownicza trasa. Wstęp kosztuje ok. $1. Jest tu sporo miejsc do urządzenia pikniku, zadbane strumyki, domki w skałach, malowniczy ogród. Trasa do wodospadu to jakieś 1-2km przez dżunglę, bardzo prosta. Można się popluskać w chłodnej wodzie pod wodospadem. My urządziliśmy sobie również mini trekking po okolicznej dżungli, ale uważajcie, bo jest tu sporo węży.
Wioska rybacka Lang Chai Ham Ninh
Jeśli widzieliście malownicze wioski rybackie położone na wodzie, to możecie czuć się nieco rozczarowani. Ale nadal możecie zakupić tutaj świeże owoce morza, zobaczyć żywe i wysuszone koniki morskie (!) czy rozgwiazdy. Jest też sporo knajpek serwujących świeże skarby prosto z morza.
Plaże w północnej części wyspy oraz wschodnie wybrzeże
Plaże w północnej części wyspy najbardziej przypominały nam Long Beach. Żółty piasek, dosyć mętna woda. Wybraliśmy się na Vung Bau Beach oraz Ganh Dau Beach, ale żadna z nich nas nie zachwyciła. Pragnę od razu dodać, że nie tak łatwo tam dojechać. Mapy googla poprowadziły nas początkowo do miejsc, w których był zakaz wjazdu, a więc musieliśmy szukać alternatywnych tras. Dopiero zjeżdżając na północno-wschodnią część wyspy poczuliśmy się ukontentowani. Długa droga prowadząca przez dżunglę (droga DT973) była jedną z ciekawszych atrakcji.
Po drodze minęliśmy wejście do Parku Narodowego Phu Quoc, w ogóle nie oznaczonego na mapach. Po przedostaniu się na sam wschód wyspy zaczęliśmy mieć piękną, malowniczą trasę. Wzgórza porośnięte dżunglą. I ten dźwięk… Do tego sporo opuszczonych resortów przy Friendly Beach, hamaki nad brzegiem morza z widokiem na rybackie łodzie. I co kilka kilometrów mała wioseczka. Bardzo ładna okolica, według nas jedna z ładniejszych na wyspie, bo najbardziej „dzika”. Czasami jechaliśmy po kilkanaście kilometrów mając tylko dżunglę po prawej stronie i morze po lewej…
W sumie zjechaliśmy wszystkie drogi na wyspie i weszliśmy prawie w każdy kąt. I jakie są wnioski? Jeśli szukacie rajskiego zakątka, to zdecydowanie nie tutaj. Nie ma tu rajskich plaż, oszołamiających wodospadów, ani zapierających dech w piersi punktów widokowych. I jakby się tak dobrze zastanowić, to najfajniejszą rzeczą na wyspie jest kolejka linowa. Stworzona przez człowieka. Czy warto tu przyjechać? Zależy co kto lubi. My osobiście nie wrócilibyśmy drugi raz na Phu Quoc. Nie dlatego, że jest tu źle. Ale dlatego, że są o wiele „ciekawsze” wyspy w Azji Południowo-Wschodniej. Ale jeśli podróżujecie po tym rejonie i macie wyspę „po drodze”, warto zajrzeć i samemu ocenić. Kto wie, może dla Was będzie to miejsce wymarzone? 🙂
Cześć. Bardzo fajnie opisana wycieczka. Na Phu Quoc spędzimy parę dni zaraz na początku roku. Chcielibyśmy ją zwiedzić tak jak Wy na skuterze, ale przeczytałem, że wypożyczenie skutera jest dla obcokrajowców trochę skomplikowane. W wypożyczalniach chcą zatrzymują paszport i naciągają na kasę głównie przy jego oddawaniu wmawiając, że dokonaliśmy jakiejś ocierki użytkując niewłaściwie pojazd. I jeszcze jedno pytanie związane ze skuterem. Gdzie zostawialiście skuter podczas wycieczki kolejką linową lub zwiedzania innych obiektów. Jakbyś mógł przybliżyć mi procedury jakie obowiązują podczas wypożyczenia i czy miałeś jakiekolwiek kłopoty przy wypożyczeniu i zdaniu skutera to byłbym Ci bardzo wdzięczny.
Pozdrawiam. Andrzej
Hej. Faktycznie wypożyczenie skutera w Azji może być nieco stresujące. My też słyszeliśmy setki podobnych historii, ale żadna nam się nigdy nie przytrafiła. NIGDY nie zostawiaj nikomu swojego paszportu w zamian za skuter. Jedynie kopia paszportu wchodzi w grę. Ponadto warto wypożyczać skutery w hotelach, tam w zasadzie nigdy nawet o nic nie proszą. Dają Ci skuter, a Ty płacisz i to wszystko 🙂 Tak jest wygodniej i bezpieczniej. Nas nigdy żadne problemy przy wypożyczaniu/oddawaniu skutera nie spotkały. Ale trzymaliśmy się tych zasad: wypożyczanie albo w hotelu, albo w sprawdzonym miejscu (opinie google), NIE ODDAJEMY nigdy paszportu, dbamy o skuter. Jeśli chodzi o miejsce zostawienia skutera np. podczas wycieczki kolejką linową, to zostawiliśmy go normalnie na mieście, zaparkowany pod jakimś hotelem. Tam się parkuje wszędzie, a zakazów brak. 🙂 Życzymy wspaniałej wycieczki!